Nauka to nie wszystko

Jednym z dyżurnych pojęć w mojej filozofii jest religia naukowa. Definiuję ją jako przekonanie, że nauka odpowiada na wszystkie pytania, na które potrzebujemy sobie odpowiedzieć, że fakt naukowy jest jedyną miara prawdy, tym samym czyni religię i filozofię przestarzałymi i nie potrzebnymi. Zjawisko częste i nieco irytujące, bo jest właściwie zaprzeczeniem nauki jako takiej.

Pewnym pocieszeniem może być to, że ludzie chyba zawsze żyli przesądami, uwarunkowani błędami poznawczymi, więc żadne zubożenie żadne tu nie zachodzi. Tylko wpajana nam ideologia stwarza mylne wrażenie, że kiedyś ludzkość była znacznie lepsza. W rzeczywistości tylko nastąpiło przetasowanie frakcji w walce o władzę. Frakcje religijne i militarne znacznie ustąpiły naukowcom.

W tym artykule, chciałbym wyjaśnić dlaczego nauka, jaką znamy, nie może (i nawet nie próbuje) odpowiedzieć na wszystkie pytania i dlaczego ważne są inne podejścia do rzeczywistości — duchowość i filozofia.

Skąd się to bierze

Pierwszy raz to zjawisko uświadomiła mi książka Hoimara von Ditfurtha Na początku był wodór. Autor opisuje w niej jak działalność naukowa zmieniła się gdy badacze przestawali akceptować istnienie siły wyższej w swoich teoriach. Okazało się bowiem, że próba tłumaczenia tego co niepojęte przyniosło największy postęp naukowy. W związku z tym, całkiem słusznie, zasada ta stała się częścią metody naukowej i nauką przyjęło się nazywać tylko dociekania oparte o powtarzalne eksperymenty i pomiary.

Autor wskazuje, że z czasem to narzędzie naukowe wyszło poza dociekania naukowe i stało się przekonaniem o postawie wobec życia. Najpierw wśród naukowców zafascynowanych jej skutecznością, a potem wśród ludzi niezwiązanych z nauką. Jak się nad tym zastanowić, jest to dość zrozumiałe. Wydaje mi się, że to bardzo podstawowy instynkt, który sprawia, że poszukujemy siły, chcemy być po zwycięskiej stronie. Często nie przyznajemy się do tego (lub czynnie przeciwdziałamy tej tendencji), choćby ze względu na wyznawany pacyfizm czy lojalność, innym razem tendencja może być zniwelowana przez socjalizację (czy wręcz indoktrynację), jednak uważam, że dotyczy to każdego.

Skuteczność tej metody to siła, a zatem czymś co bardzo lubimy, nic dziwnego, że z łatwością budzi zachwyt i dominuje światopogląd. Bardzo możliwe, że taki rozwój wypadków był nieunikniony. Ci którzy tę przemianę zaczynali raczej nie mogli przewidzieć konsekwencji, jakie nastąpią w ciągu następnych pokoleń. Tym bardziej, że nawet jeśli odrzucili wiarę, pozostają pod jej wpływem, który wygaśnie w pełni dopiero po kilku pokoleniach (tak więc właściwie trudno stwierdzić, co zostało utracone). Dodatkowo, to że odrzucenie jakiegoś poglądu przyniosło pozytywne skutki, nie znaczy, że trend się utrzyma. Co jeśli pogląd zasadniczo był słuszny, ale na wyrost? Przez jakiś czas będziemy się cieszyć korzyściami, a potem będziemy cierpieć skutki, przed którymi ten pogląd miał nas chronić. Obawiam się, że dla ludzi typowe jest przedwczesne uznawanie czegoś za bezpieczne.

Religia naukowa powstaje, moim zdaniem, gdy dodamy do tego wysoką potrzebę domknięcia, niechęć do wieloznaczności, nieznanego oraz nieumiejętność postrzegania rzeczywistości jako złożenie wielu różnych przyczyn. Gdy tacy ludzie zaczynają chłonąć szybko upraszczają i popadają w fanatyzm. Odwrócenie zmian staje się bardzo trudne, a skutki uboczne się mnożą. Dlatego, moim zdaniem, religia naukowa jest nieuniknionym rezultatem takich okoliczności. Tym niemniej, uważam, że warto wyjaśniać tego typu sprawy i szerzyć świadomość tych zjawisk. Może kiedyś będziemy mądrzejsi.

Tradycyjny porządek — duchowość, filozofia, nauka

Te trzy pojęcia są właściwie sposobami na osiągnięcie tego samego celu — poszerzenia swoich życiowych horyzontów. Dawniej, taki podział nie istniał, przez jakiś czas granice między nimi były płynne. Jeśli spojrzymy na kulturę wedyjską czy starożytną Grecję — te drogi są ściśle ze sobą związane. Duchowość była niejako motywacją, żeby zbudować głębsze zrozumienie świata, które było systematyzowane. W ramach tych dociekań, również takie rozważania wchodziły w zagadnienia praktyczne, tworząc pierwotną formę nauki (jednak z dyscypliną, jaką byśmy połączyli z filozofią). Przecież jeszcze Isaac Newton był człowiekiem wierzącym i, podobno, jego fizyczne teorie były oparte o religijne podstawy.

Z czasem ludzkość zrozumiała, że dociekanie do prawdy o świecie następuje na kilku poziomach i każdemu poziomowi odpowiada inny sposób postępowania. Jako pierwszą wymieniam duchowość (nie mylić z religią, jako narzędziem sprawowania władzy, konstruktem społecznym i nośnikiem informacji — zjawisko religii szerzej opisuję tutaj), którą rozumiem jako ogół czynności ludzkich, które mają na celu przeniesienia swojej uwagi, świadomości, tożsamości na płaszczyznę odrębną od fizycznego świata, którego doświadczamy zmysłami.

Jest to bardzo szeroka sfera, która zawiera w sobie zarówno mistycyzm, filozofię, naukę, ideologię, itp. Idee, pomysły i abstrakcje nie istnieją jako byty świata materialnego, są jedynie modelami próbującymi opisywać materialny świat tak aby zminimalizować cechy, których nasze umysły najbardziej nie lubią: przemijalność, niestałość, zmienność, nieprzewidywalność, itd; stąd dążenie do wyłonienia zasad i reguł, które przedstawiłyby te zjawiska w kategoriach które są stałe, absolutne i ścisłe.

Niektórzy w świecie duchowym szukają ukojenia, nadziei czy sensu życia, inni wybierają się tam, żeby móc swobodnie obserwować świat materialny (niemożliwe jest poznanie czegoś co stanowi nieodłączną część doświadczenia, bo umiemy określać rzeczy tylko poprzez różnicowanie). Zatem, im większy wkład w rozwój ducha, tym lepszymi filozofami czy naukowcami możemy się stać, chroniąc nasz osąd przed ideologią, polityką, przekonaniami, czy nawet samopoczuciem, które tak łatwo sterują niewyćwiczonym umysłem.

Można powiedzieć, że rozwój duchowy jest dla naukowca i filozofa poznaniem narzędzi (ciała i umysłu), których będzie używać w swojej pracy. Bez odpowiedniego przygotowania w tym zakresie, filozofia będzie zwykłym wymądrzaniem się, a nauka przerodzi się w religię naukową. W tym miejscu należy zauważyć, że elementy duchowości są bardzo powszechne w różnych dziedzinach życia. Działaniami duchowymi są modlitwa i medytacja, ale też rozwiązywanie równań, czytanie, pisanie, trening siłowy czy szydełkowanie — wszystkie one wymagają dyscypliny, koncentracji i wyciszenia naturalnych impulsów, które sprawiają, że bardziej pierwotne części naszych umysłów dominują te późniejsze, bardziej wyrafinowane, pozwalające nam być istotami choć trochę racjonalnymi.

Przeważnie rozwój duchowy, po pewnym czasie, owocuje potrzebą powrotu do świata materialnego (jeśli nie, prawdopodobnie był to tylko duchowy materializm — kopiowanie znamion praktyki duchowej — jako wymówkę, dla wkupienia się w łaski grupy). Ta potrzeba realizuje się na wiele sposobów, w zależności od charakteru praktykującego. Osoba nacechowana intelektualnie prawdopodobnie zajmie się filozofią lub nauką, osoba zorientowana społecznie będzie pracować z ludźmi. Kto jest ma wysoką wrażliwość, prawdopodobnie zajmie się sztuką, a kto lubi dawać inspirację i impuls do tworzenia, zostanie przywódcą i przedsiębiorcą. Ilu ludzi tyle różnych ścieżek.

Granice poznania naukowego

Jak już wspomniałem, pierwotnie filozofia i nauka były tym samym, próbą wyrażenia obserwowanych zjawisk, wyciągania wniosków i odpowiadania na pytania — zarówno te bardzo praktyczne, jak i te egzystencjalne. Zastosowanie rygoru ścisłości i mierzalności spowodowało oddzielenie filozofii i nauki. Niektórych rzeczy nie umiemy dobrze mierzyć — choćby uczuć, motywacji, relacji międzyludzkich, skąd odmienny charakter tzw. nauk społecznych, które są bardzo względne i niedokładne (np. gdy badanie opiera się odpowiedzi ankietowanych). One są czymś pomiędzy nauką w ścisłym znaczeniu (science), a filozofią, bo choć nie są tak ścisłe, mają swoje metodologie, które są dedykowane poszczególnym problemom — poświęcają dokładność na rzecz praktyczności, podczas gdy filozofia pozostaje ogólną, ale ściśle określa rzeczy, zjawiska i związki między nimi zachodzące.

Istnieją również bardziej fundamentalne ograniczenia niż umiejętność pomiaru niektórych wartości. Bardzo ważnym ograniczeniem jest brak danych. Weźmy na przykład Atlantydę czy mityczne istoty — wampiry, wilkołaki, centaury, itp. Zasadniczo nie możemy ich istnienia wykluczyć, ale też nie mamy dostatecznie wiarygodnych przesłanek, żeby sądzić, że kiedykolwiek istniały. Co więcej, standardem współczesnego racjonalizmu jest Brzytwa Ockhama, zasada mówiąca, że spośród możliwych wyjaśnień wybieramy najprostsze, czyli to, które zakłada najmniejszą ilość składowych, założeń, itp. Tak więc, skoro obraz świata nam pasuje bez założenia ich istnienia, pomijamy je.

Z podobnego powodu, środowisko naukowe bardzo broni się przed rewolucyjnymi koncepcjami. Weźmy na przykład pojęcie pól morfogenetycznych, hipotetycznego nośnika informacji w biologii. Zostało ono zaproponowane przez Ruperta Sheldrake'a aby wytłumaczyć jego obserwacje świata roślin i zwierząt, które nie dają się wytłumaczyć czynnikami genetycznymi czy odpowiadaniem na bodźce w tradycyjnym znaczeniu. Badacz, który całe życie obracał się w obrębie powszechnie akceptowanych teorii nie ma bodźca, żeby próbować przyjąć taką możliwość do wiadomości — w równym stopniu skrajnie jak wierzy w to badacz, który poświęcił temu życie. Jedna skrajność podsyca drugą, bo natura świata wymaga ich zrównoważenia.

Teoria fascynująca dla tych, którzy są przekonani, że doświadczają rzeczywistości nieopisanej przez naukę (w tym przypadku telepatia byłaby pierwszym zjawiskiem, które zyskałoby na wiarygodności), której dowiedzenie zmusiłoby nas do diametralnej zmiany poglądów na wiele spraw, godziłoby autorytet (a może nawet i zasadność działalności) innych uczonych. Dlatego spotyka się z oporem. Tylko osoba, której siła wiary i ideałów przewyższa osobiste korzyści płynące z pozycji społecznej może być szczerze oddana takim badaniom, bo w naszej kulturze gloryfikuje się sukces, nie ceniąc wkładu nieudanych prób (które niosą nie mniejszą wartość).

Nie wiadomo czy ta czy inna teoria marginalizowana przez środowisko naukowe jest prawdziwa, jednak historia nauki każe sądzić, że któraś z nich jest i znalezienie jej zagwarantuje dekady poznawania nowych obszarów wiedzy. Można powiedzieć, że fizyka miała szczęście, bo (w odróżnieniu od biologii, w której nie brakuje bezpiecznych tematów do badań) gdy następował przełom, który doprowadził ostatecznie do odkrycia mechaniki kwantowej, teorie Newtona i Maxwella zdawały się już tłumaczyć prawie wszystko. Jednocześnie, ten przykład pokazuje, że i tak minie wiele czasu zanim mechanika kwantowa zmieni świadomość ogółu.

Z drugiej strony można się zastanowić, czy nie moglibyśmy się, jako społeczeństwo, przystosować do nieuchronności zmian, poprzez kulturę, która nie sprawiałaby, że przełomowe odkrycie godzi w czyjeś interesy. We własnym zakresie warto się zastanowić, czy nie warto jednak przewidywać inny sposób dochodzenia do odkryć, które bardzo trudno udowodnić naukowo.

Aksjomaty

Istnieje jednak bardziej fundamentalna przyczyna, dla której nauka nie jest samowystarczalna. Mianowicie, w nauce posługujemy się logiką. Wynaleziono wiele systemów logicznych, ale chyba każdy potrzebuje aksjomatów — zdań uznanych za prawdę bez uzasadnienia. Często takie założenia są tak głęboko zakorzenione w kulturze i języku, że możemy sobie z nich nie zdawać sprawy.

Przekonanie, że istnieje jeden obiektywny świat, którego wszyscy doświadczamy, że światem rządzą pewne prawa, które nie zmieniają się w czasie, że każdy moment jest nieuniknioną konsekwencją tego co było przed chwilą (determinizm) — to tylko niektóre z przekonań, które leżą u podstaw naszej kultury i nauki. Zasadniczo nie da się ich udowodnić (choć zasadność wielu z nich stoi pod znakiem zapytania, bo zdają się nie mieć zastosowania w fizyce kwantowej), ale się nimi posługujemy.

Podobnie, Michał Heller (w tym wykładzie) pyta o zasadność twierdzenia, że metody naukowe są najwłaściwsze. Dlaczego uważamy racjonalizm za najlepszą drogę do prawdy? Dlaczego uważamy, że tylko powtarzalnym eksperymentom powinniśmy ufać? To są pytania ściśle filozoficzne, bo jak na nie odpowiedzieć naukowo, bez zakładania ich prawdziwości? Inne, bardziej filozoficzne podejście proponuje prof. Krzysztof Meissner w tym wykładzie.

Dlatego filozofia wydaje się być konieczna choćby po to, żeby zajmować się aksjomatami, odpowiedzieć na pytanie czym jest logika i jak działa (istnieje wiele modeli). Pół biedy jeśli istnieje obiektywna odpowiedź na te pytania — wówczas, kiedyś nauka dojdzie do wniosku, że dalej drogi nie ma bez zmiany aksjomatów, co najwyżej stracimy czas. Co jednak jeśli nie ma jednoznacznej odpowiedzi?

Co jeśli każdy zestaw aksjomatów prowadzi do takiego czy innego błędu (wydaje mi się, że twierdzenia Gödla powinny zachęcać do rozważenia takiej możliwości)? Wówczas, myślę że, rozsądną strategią byłoby postawić na różnorodność i zachęcać do próbowania różnych możliwości. Sam postępuję podobnie, posługuję się zarówno myślą wschodu i zachodu (które różnią się w tych kwestiach) i nie tylko nie mogę odrzucić użyteczności żadnego z nich (próbuję pogodzić oba spojrzenia), ale postrzegam to również jako potężne narzędzie komunikacji.

Jak dotąd, udaje mi się sprowadzić różnice zdań z innymi ludźmi do aksjomatów, które przyjmują, a wynikają głównie z okoliczności ich życia. Dzięki temu znacznie łatwiej mi przyjąć perspektywę innej osoby — zatem dogadać się z nią, a być może wymyśleć dobry interes, który można z nią zrobić.

Choć filozofia mojego życia bardzo zmieniała się w moim, życiu, a z nią jego kształt, nie mogę powiedzieć, ażeby było to dążenie do konkretnego, obiektywnie właściwego poglądu. Nie sadzę, żebym mógł wyznawać obecną filozofię, gdyby nie doświadczenie i umiejętności, które posiadam. Z resztą, bardziej cieszy mnie różnorodność doświadczeń. Nie mam zamiaru zatrzymywać się na żadnym, a próbować kolejne — to z kolei odzwierciedlenie mojej fascynacji ludźmi, poglądami, komunikacją i współpracą. Jeszcze dalej wnikając, to konsekwencja dużej pracy, którą musiałem wykonać aby poradzić sobie ze swoją innością i wynikającymi z nią problemami społecznymi. Ta praca w konsekwencji sprawiła, że moja słaba strona stała się specjalnością, która w dużej mierze określa kierunek w moim życiu.

Mój kierunek to jedno, a kierunek całej cywilizacji to drugie. Już wcześniej pisałem, że nasza cywilizacja potrzebuje dość gruntownych zmian, żeby mogła rozkwitać. Problem, który mnie w tym miejscu interesuje najbardziej, to co raz bardziej nagląca potrzeba wypracowania nowego modelu komunikacji w świecie, gdzie spotykają się różne kultury i różne poglądy; jak sprawić, żeby te różnice prowadziły do wzajemnych korzyści zamiast wojen, dominacji i wypierania).

Nie jestem sam w moim poglądzie. Chyba najbardziej popularnym ostatnio autorem, który opisuje problemy cywilizacyjne jest Nassim Nicholas Taleb). Myślę, że jego książki, takie jak Czarny łabędź i Antifragile dobrze pokazują, że filozofia jest właściwym narzędziem do takich poszukiwań, weryfikowania naszych podstawowych przekonań, tworzenia lepszych pojęć, które ułatwią nam ogarnianie naszej rzeczywistości.

Wnioski

Choć religia naukowa może się nie podobać, zdaje się być nieuniknioną konsekwencją kierunku ludzkości, dlatego ważne jest by ją zaakceptować jaką jest. Wówczas mamy na nią jakiś wpływ. Nauka jest jedną z trzech dziedzin poznania, następuje po duchowości i filozofii. Każda z tych dziedzin jest integralną częścią całości. Duchowość to przygotowanie ciała i umysłu, zrozumienie zasad ich działania, zastosowanie dyscypliny, która pozwala rozumowi działać prawidłowo. Jest wiele sposobów rozwijania tego: medytacja, modlitwa, sztuki walki, szydełkowanie, rozwiązywanie równań, czytanie, pisanie, akrobatyka, sport.

Filozofia to nazywanie rzeczy po imieniu, uważne tworzenie intelektualnych podstaw dla logicznego wnioskowania. Jej wynikiem jest ustalenie aksjomatów (twierdzeń uznanych za prawdę bez dowodzenia), które będą podstawą do dalszego wnioskowania oraz zasad wnioskowania na ich podstawie czyli logikę.

Nauka wykorzystuje minimalne podstawy ustalone przez logikę, aby odpowiadać na pytania dotyczące różnych dziedzin życia. Nakłada ona znaczne ograniczenia. Na tym poziomie rozumiemy, że nie wszystko co logiczne jest prawdziwe, chcemy dowodu. W nauce opieramy się o powtarzalne eksperymenty, które mają na celu źródło danych.

Bez duchowości nasze ciało i umysł wodzi nas za nos i popełniamy błędy, a filozofia, poprzez ustalenie podstawowych pojęć i przekonań ustala cele i kierunki życia, a co za tym idzie, i nauki. Duchowość jest żaglem, filozofia — ustawieniem żagla stosownie do wiatru, a nauka naciągnięciem lin. Dla mnie znaczy to tyle, że gdy coś mi się nie spodobało, nauczyłem moje ciało i umysł odwagi, żeby zobaczyć jaki świat jest i zacząłem nazywać rzeczy po imieniu i zobaczyć, że ludzkość zaniedbała kierunek i próbuję ustalić jaki jest właściwszy.