Kim jestem? Co z tego? Inżynieria tożsamości.

© Dawid Kardzis

Ostatnio, w przeciągu kilku dni, w dwóch rozmowach usłyszałem o niepewnościach i lękach związanych ze śmiercią. Problemem tym zajmowałem się długo i wnikliwie, więc zmotywowało mnie to do napisania na ten temat. Kwestia tożsamości jest kluczowa dla rozwiązania tego problemu, pozostałe czynniki zdają się być dla mnie poboczne, dlatego też od niego zaczynam, jako przygotowanie gruntu do rozważań o śmierci, choć oczywiście kwestia tożsamości ma wpływ na znacznie więcej aniżeli tylko na uczucia i myśli związane ze śmiercią.

Umiejętność pracy z tożsamością jest kluczowym narzędziem w samorozwoju i pracy z ludźmi, ponieważ ta bardzo silnie warunkuje osobowość i zachowanie. Zatem wpłynięcie na swoje utożsamienia są bardzo skutecznym środkiem kształtowania swojego życia. Natomiast zrozumienie jak utożsamienie działa, ułatwia rozumienie ludzi, ich motywacji, a zatem porozumienie i współpracy z nimi. Również zrozumienie świata w ogóle byłoby trudne bez zrozumienia potęgi utożsamienia.

W tym artykule

  1. Czym jest utożsamienie i jak się przejawia?
  2. Moje inspiracje
  3. Utożsamienia (anty)społeczne
  4. Utożsamienie z ciałem i duchem.
  5. Utożsamienia z poglądami i wartościami
  6. Praca z utożsamieniami
  7. Podsumowanie

Czym jest utożsamienie i jak się przejawia?

Utożsamienie się definiuję jako zjawisko psychologiczne, które określa granicę między tym co człowiek postrzega jako siebie, a tym co traktuje jako zewnętrzne. Utożsamienie się nie jest poglądem, bo świadome myśli na ten temat nie mają bezpośredniego wpływu na jego konsekwencje. Często ludzie w ogóle nie zastanawiają się nad tym, ale zdecydowanie utożsamiają się. Może być tak, że deklarują jedną tożsamość, ale skutki utożsamienia wskazują coś innego. Natomiast świadoma praca nad postrzeganiem może wpłynąć na zmianę tożsamości. Usystematyzowany sposób świadomego tworzenia tożsamości, ze względu na jej skutki, nazywam inżynierią tożsamości.

Na najbardziej pierwotnym poziomie, utożsamiamy się z tym czego stale doświadczamy — zatem ciałem, nawykami, myślami, emocjami, itp. To znamy, tego się trzymamy, tego bronimy. Jest to naturalna tendencja, której doświadcza każdy, lecz wraz z wyższym poziomem uspołecznienia i wykształcenia, pojawiają się inne utożsamienia. We współczesnych społeczeństwach, utożsamienie się z ciałem na ogół stanowi margines tożsamości, zdominowana przez przynależność, ideologię, moralność.

Choć niektórzy postulują możliwość nieutożsamiania się, nie widzę takiej możliwości, ponieważ potrzebujemy określić co jest dobre, a co złe; do czego dążymy, a czego unikamy; inaczej nasze zachowanie byłoby chaotyczne i prowadziło do samozagłady. Natomiast nic nie jest obiektywnie dobre albo złe. Taka ocena zawsze zależy od punktu odniesienia — dla kogo dobre lub złe; w tym również od predyspozycji tego kogoś, które określają co byłoby dla niego korzystne, a co destruktywne; a nawet chwilowej sytuacji, która określa korzystny kierunek zmian.

Siłą rzeczy, utożsamiamy się z tym co zapewnia nam najbardziej podstawowe potrzeby, bo są to rzeczy najbardziej kluczowe dla naszego przetrwania, dlatego też muszą być priorytetem i zdecydowani będziemy bronić tego, nie mniej niż własnego ciała, bo utrzymanie go zależy od nich. Dlatego też ktoś, kto utożsamia się jakimś poglądem, może zareagować na kwestionowanie go tak jakby atakowano niego samego, bo faktycznie, gdyby musiał przyznać się do błędu, zostałby pozbawiony poczucia bezpieczeństwa, punktów odniesienia w decydowaniu co dalej. Zasadniczo tylko prawdziwy filozof lub mistyk może pożądać takiego obrotu spraw, ponieważ ma warsztat do radzenia sobie z takimi problemami i chce go sprawdzić i udoskonalić. W przeciwnym wypadku, taka perspektywa w rzeczy samej może być gorsza niż śmierć.

Tego typu skrajne sytuacje są najłatwiejszymi do spostrzeżenia przesłankami do określania utożsamień, bo są one bezpośrednią reakcją. Znacznie trudniej wnioskować na podstawie samych poglądów, wyborów życiowych, bo tu już musimy wziąć pod uwagę mnogość różnych czynników, które razem dają taki, a nie inny wynik. Dlatego wymagają szeregu dalszych badań, mających na celu określenie możliwych czynników.

Tożsamość zaś jest wypadkową utożsamień. Tożsamość przejawia się w tym jak poszczególne utożsamienia łączą się. Czy wyznaczają jasny i spójny kierunek. Często bywa tak, że różne utożsamienia przeczą sobie nawzajem i tworzą tożsamość irracjonalną, często odbierają możliwość działania, tworzą archetyp tarotowego Wisielca. Możliwa jest też tożsamość dynamiczna gdy brak jest jasnego wzorca, człowiek jest bardziej wypadkową okoliczności niż czymś stałym.

Tożsamość jest tym co nas najbardziej interesuje, bo to ona określa kim jesteśmy. Tożsamość składa się z utożsamień, a zatem musimy je zrozumieć by ustalić dlaczego zachowujemy się tak, a nie inaczej. Utożsamienia zwykle są związane z jakąś potrzebą, ale tworzą się w bardzo różny sposób; jedne są wynikiem nawyku, inne są skutkiem racjonalizacji, inne zostały nam przekazane w procesie socjalizacji, jeszcze inne mogą być skutkiem świadomego wyboru.

Większość utożsamień jest nawykami – utrwalają się poprzez powtarzanie danej reakcji i wykorzenia się je poprzez akty samokontroli (lub nagrody i kary jeśli to jest działanie z zewnątrz). Jednak czasem źródłem utożsamienia są emocje. Gdy zachowujemy się, zaczynamy utożsamiać się z ukochanym, gdy jesteśmy w sytuacji masowej (koncert, strajk, gra zespołowa, konferencja), również wpływa ona na nasze zachowanie. Z tego względu, niektóre utożsamienia zmienia się dyscypliną, inne odmieniają się poprzez zrozumienie czegoś, co odmieni nasz pogląd i zaskutkuje trwałą zmianą zachowania.

Moje inspiracje

Religie są ściśle związane z problemem śmierci, różne kulty związane ze śmiercią towarzyszą człowiekowi od tysiącleci i sprawiały, że śmierć była mniej straszna. Również współczesne religie odnoszą się do tego problemu i opierają się o pracę z tożsamością. W przypadku religii abrachamowych tylko poprzez wiarę w istnienie duszy, która istnieje po śmierci; natomiast w religie dharmiczne (zwłaszcza Buddyzm) proponują bardziej aktywną pracę z tożsamością. Istotnym w nich jest pojęcie fałszywego ego, czyli błędnego utożsamienia się. Zobowiązują wyznawców do poszukiwania prawdziwej tożsamości. Znamienne, że w Zen, najbardziej minimalistycznej formie Buddyzmu, nie pozostało wiele z Hinduizmu (z którego Buddyzm się wywodzi) poza praktyką medytacji i kontemplacji prawdziwej tożsamości.

Praktykuję Zen od ponad 10 lat i jest to najbardziej podstawowe doświadczenie z zakresu pracy z tożsamością, jakie wykonałem. W tym przypadku, praca z tożsamością sprowadza się do doświadczania absurdu naturalnych dla człowieka przekonań, że jest ciałem, uczuciami, myślami czy czymkolwiek innym; ponieważ w medytacji Zen jedynie obserwujemy siedzące i oddychające ciało, pojawiające się myśli i uczucia; widzimy że istnieją niezależnie, a zatem nie mogą być nami. W związku z tym nie musimy ich bronić, mamy wolną rękę, by je obserwować i zmieniać.

Problem lęku przed śmiercią zostaje rozwiązany, bo umiemy wybierać czy myślimy czy nie, a zatem nawet jeśli wybierzemy myślenie o śmierci, nie będzie ono kompulsywne, będzie swobodne i konstruktywne. Jednocześnie, rozumiejąc swoją niecielesną naturę, łatwiej nam współczuć innym ludziom i tworzyć z nimi zdrowe relacje, co jest dobre obu stron.

Co więcej, taka praktyka osłabia nawyki, uczy spontanicznego reagowania na rzeczywistość, co jak się okazuje z czasem, jest całkiem łatwe, gdy jesteśmy wolni od utożsamień (zwłaszcza tych pierwotnych). Jednak wolność od utożsamień nie jest ich brakiem, raczej znaczy że nie są tak silne i permanentne. W tym stanie, sama rozmowa z drugim człowiekiem wzbudza emocje, które mogą wytworzyć utożsamienie; jednak przeżywając emocję, utożsamienie znika i nigdy nie przerodzi się w uprzedzenie. To sprawia, że jesteśmy bardziej elastyczni, a w związku z tym ustępuje nie tylko lęk przed śmiercią, ale lęk przed przyszłością w ogóle. Taki stan Wedy (święte teksty Hinduizmu) nazywają buddhi — stąd też buddha, ktoś kto żyje w buddhi.

Natomiast w Hinduizmie (a dokładniej w tradycji Gauḍīya Vaiṣṇava, sam Hinduizm to zbiór różnych systemów wierzeń od najbardziej pierwotnych po takie, które poziomem teologii znacznie przewyższają Chrześcijaństwo, Gauḍīya Vaiṣṇava jest przykładem takiej tradycji) jest jasno powiedziane jaka jest ta prawdziwa natura, którą należy w sobie rozpoznać. Owa tożsamość jest duchowa, czyli istniejąca poza światem materialnym, a zatem ograniczenia czasu i przestrzeni jej nie dotyczą. Byty duchowe mogą się dowolnie mnożyć się bez uszczerbku tworząc nowe jakości; zaś wszystkie pochodzą od Jedynego Boga (mówi o tym Śrī Īśopaniṣad).

Tę perspektywę doceniam za walory filozoficzne i dydaktyczne. Myślę, że ów świat duchowy wart jest nazwania, bo jego istnienie to coś więcej niż ucieczka od śmierci. W końcu, w Kulturze Zachodu również istnieje pojęcie takiego świata, który istnieje poza światem materialnym i jest źródłem wszystkiego tego co się przejawia w materii. Ów świat istnieje, nawet jeśli jest tylko projekcją wewnątrz ludzkich umysłów, możemy go doświadczać i warto go doświadczać, bo za jego pomocą znacznie łatwiej odnaleźć prawdziwe przyczyny wydarzeń, które nas otaczają. Dzięki nim łatwiej przewidzieć co może zdarzyć się w przyszłości.

Jednak to też nie jest wszystko, to że jesteśmy bytami duchowymi wyraża również fakt, że świat materialny jest czymś fundamentalnie niezgodnym z uwarunkowaniami naszych umysłów. Znamienne, że spośród najważniejszych stałych matematycznych (powiedzmy: 0, 1, π, e i i), tylko dwie pierwsze są wymierne. Mamy tendencję do działania wbrew prawom natury. Świat jest ciągłą zmianą, a człowiek pragnie zatrzymać czas, lub co najmniej sprowadzić świat do ponadczasowych reguł. Cały czas próbujemy dopasowywać rzeczywistość do abstrakcyjnych modeli, często bardzo na siłę, zupełnie mijając się faktami, jednak i tak wolimy kłamstwo, które zapewnia nam komfort.

Inherentną cechą świata materialnego jest przemijanie, które dla ludzkiego doświadczenia jest zupełnie obce. Doświadczamy bycia, ale nie mamy pojęcia czym jest niebyt, czy w ogóle jest. Wspomnienia i idee są dla nas wieczne, czasem pokazujemy je sobie nawzajem w świecie duchowym, gdzie wszystko jest wieczne jak 2 + 2 (w zbiorze liczb naturalnych ;)). Nawet jeśli idea zostaje zapomniana, wciąż istnieje i może zostać odkryta na nowo. Taki świat jest dla nas jest naturalny i oczywisty.

To oznacza choćby to, że człowiek potrzebuje dobrego uformowania, aby mógł sobie dobrze radzić z rzeczywistością. Nie jest wszystko jedno w co człowiek wierzy, jak będzie postrzegać świat. Tradycja jest pewnym rozwiązaniem, choć przestarzałym (zwłaszcza w obecnych czasach, w których prędkość wszelkich zmian jest wielokrotnie większa od tempa procesów kulturotwórczych), a z drugiej strony, bezrefleksyjne odrzucenie tradycji też jest drogą donikąd. Bardzo potrzebujemy dobrej równowagi opartej o zrozumienie historii i tradycji. Oczywiście mam tu na myśli człowieka posiadającego indywidualną tożsamość, ci którzy jej nie mają, nie mają też takich dylematów.

Utożsamienia (anty)społeczne

Niestety, w zachodniej kulturze, poszukiwanie tożsamości jest tematem tabu. Oczywiście, jest mowa o poszukiwaniu sensu w życiu, szukaniu swojego miejsca, jednak kwestia tożsamości samej w sobie raczej nie jest poruszana. Ludzie są jacy są, pytanie kim jestem (a już w ogóle czym jestem) nie należy do poważnych, może być co najwyżej odebrane jako element protokołu określania relacji społecznej. Tożsamość zachodniego człowieka jest bardzo nieokreślona. Mamy ciało, mamy duszę, samochód, dom i zawód (a skoro je mamy to nie są nami). Zachodni człowiek jest swoim numerem ubezpieczania (PESEL, Social Security Number, etc.), jest osobą fizyczną. Na jego tożsamość składa się stan konta w banku, zdolność kredytowa, majątek, zawód, narodowość, itp.

To jest tożsamość społeczna – rzecz bardzo naturalna dla człowieka. Nic dziwnego, że poczucie jedności z ludźmi nas cieszy, bo jest szalenie użyteczne. Jeśli czujemy się jednym z grupą to jest to jakieś rozwiązanie dla problemu śmierci, bo skoro jestem grupą to trzeba zniszczyć całą grupę by zabić mnie. Razem jesteśmy też silniejsi, uzupełniamy się nawzajem swoimi indywidualnymi cechami. Poczucie, że myślimy podobnie do innych, pozwala nam im ufać, a zatem nie martwić się tak o przyszłość.

Jednak nie wszystkim łatwo jest się z kimkolwiek utożsamić, nie mówiąc o utożsamieniu z większą grupą ludzi. Jest to problem wielu inteligentnych ludzi, którzy inaczej postrzegają świat. Nie umieją po prostu naśladować innych i cieszyć się tym, że działają tak samo i to przynosi im błogie uczucie. Niestety, dla człowieka inteligentnego, myślenie nie jest kwestią wyboru, po prostu myśli i nie może nic poradzić na to, że poznaje świat znacznie głębiej, zadaje sobie pytania jakich inni sobie nie zadają, więc myśli inaczej i zachowuje się inaczej. Wówczas bardzo trudno utożsamić się z innymi, przecież są zupełnie inni.

Porównywanie i ocenianie również nie jest dla niego wyborem. Widzi, że inni wydają się szczęśliwsi, że pomimo swojej głupoty i ignorancji są de facto silniejsi, sam jest bezsilny. Z drugiej strony widzi też, że sam jest bardziej niezależny, radzi sobie z rzeczami z jakimi tamci by sobie nie poradzili. Dla świętego spokoju określa te swoje cechy cnotami, w ten sposób unika dysonansu poznawczego. Jeśli inność jest powodem cierpienia (często jest), społeczna postawa będzie jeszcze demonizowana, uważana za złą.

To oczywiście nie jest zasada, lecz archetyp, jedna składowa złożonych procesów tworzących tożsamość. Też istotne jest to, że pomija on zupełnie kwestię wychowania — jeśli rodzice pokażą im przekonujący model relacji z innymi ludźmi o bardzo różnych uwarunkowaniach, wszystko może potoczyć się zupełnie inaczej.

Opisałem tu dwie skrajne sytuacje życiowe, może się zdarzyć tak, a może inaczej. Jeśli postrzegasz któregoś z naszych modeli (wzorowy obywatel bez indywidualności i mizantrop) jako lepszego czy gorszego, prawdopodobnie w grę wchodzi jakieś utożsamienie na gruncie społecznym. Zdrowa postawa jest zrównoważeniem tych archetypów, a co za tym idzie, pewnych tendencji w zachowaniu. Najogólniej ujmując, orientacji swojego życia na dostosowanie do własnych potrzeb i realizacji swojej wizji, bądź dopasowania go do społeczności. Jeden kierunek sprzyja innowacji i kreatywności, ale jest bardzo ryzykowny i mało efektywny; drugi jest bezpieczniejszy i skuteczniejszy, ale jest ślepy, słabo przystosowuje się do zmian. Pierwszy jest nastawiony na dużą nagrodę za podjęcie ryzyka, drugi na przeciętną nagrodę za bezpieczne działanie.

Skrajności są tylko pewnym etapem w poszukiwaniu równowagi. Dlatego raczej powinniśmy próbować odczarowywać takie utożsamienia, bo demonizowanie tamtych cały czas oddala od środka, ono jest przyczyną odchylenia. Również w taki sposób, że człowiek bierze pod uwagę tylko to co widzi, słyszy lub doświadczył. Z tego względu ktoś bardzo dobrze odnajduje się w społecznej rzeczywistości, nie rozumie tej drugiej postawy, nie wie jak postępować z tym człowiekiem, ale musi próbować. A skąd miało wyrzutkowi (który tłumaczy swoją alienację tym, że inni go krzywdzą i nie rozumieją) przyjść do głowy, że ludzie nie wiedzą tak po prostu jak postępować z innymi ludźmi, ale umieją zachowywać się noramlnie, więc będąc normalnym ludzie, na ogół, będą wiedzieć jak z nami postąpić.

Warto też zauważyć, że dla każdego ta równowaga może znajdować się w innym punkcie. Nawet dla tego samego człowieka, inna proporcja tych składowych może być właściwa, w zależności od okresu w życiu. W szerszej perspektywie, również proporcja tych tendencji

Utożsamienie z ciałem i duchem.

Utożsamienie się z ciałem jest najbardziej pierwotne i choć od zarania dziejów próbujemy znaleźć schronienie przed jego nietrwałością, która doskwiera duszy, która żyje w świecie wiecznych bytów, nie sposób od niego całkowicie uciec. Nawet jeśli, czy byłoby to dobre dla nas? W końcu ciało daje nam możliwość istnienia i przejawiania się w tym materialnym świecie, nikt nie wie czy nie jedynym. W zdrowym ciele zdrowy duch, mówi słusznie powiedzenie. Potrzebujemy trochę się z nim utożsamiać, żeby wsłuchać się w jego potrzeby i dzięki temu zapewnić sobie zdrowsze i szczęśliwsze życie.

Paradoksalnie, pomimo, że materializm i konsumpcjonizm raczej byśmy umieścili w jednej kategorii z ciałem i cielesnością, aniżeli duchowością, są one ucieczką od ciała, myśli, uczuć. Wprawdzie myśli i uczucia, tradycyjnie, kojarzymy z duchowością, ale czy właściwie tak jest? Jeśli duchowość cechuje się wiecznością, istnieniem poza czasem i bez ograniczeń przestrzeni, to ani myśli, ani uczucia nie są duchowe; mogą wyrażać duchowe doświadczenie, mogą być środkiem osiągania go, ale same w sobie są chwilowe, i ograniczone w przestrzeni. W dodatku, pochodzą one przeważnie z ciała, są z nim związane.

Nawet jeśli zostały w nas zaszczepione przez socjalizację, edukację, życie kulturalne, co rzeczywiście oddala je od tymczasowości i czyni je bardziej uniwersalnymi, wciąż zorientowane są w okół ciała i jego potrzeb, odzwierciedlają je i sterują nim za razem. Zawsze były postrzegane jako wrota ku duchowości, ponieważ w odróżnieniu od najniższych ludzkich popędów, pozwalały wyjść poza przetrwanie, upodobniając do Boga w akcie twórczym. Dziś są ostatnim bastionem kontaktu z własną cielesnością.

Jak to się dzieje, że choć materializm i konsumpcjonizm opierają się na znacznie bardziej pierwotnych odruchach oddalają od cielesności? To dlatego, że ciało jest pomostem między światem materii, a światem ducha. Materia jest jak ziemia, a świat ducha jak kosmos. Można wytworzyć siłę, która wzniesie nas ponad ziemię, jednak zwykle wciąż ziemia będzie nas przyciągać. Na początku wzlotu może się wydawać, że wznoszenie się jest nam dane, jednak potem pęd może się wytracić i ustąpić grawitacji. Tak postrzegam obecną sytuację człowieczeństwa: po złotych wiekach duchowości znów materia co raz bardziej przypomina o sobie. Grawitację można przemóc, to fakt. Czy analogia obejmuje i ten przypadek? Myślę, że to możliwe, ale na tą chwilę, jest to czysta spekulacja.

Dodatkowo, należy zauważyć, że przecież świat ducha przejawia się w świecie materii. Również materializm i konsumpcjonizm możemy zinterpretować jako przejawy bytów duchowych. Władza, ekspansja i rozproszenie są motywami daleko bardziej uniwersalnymi niż nasz gatunek. W pewnym sensie, mogą być postrzegane jako wieczne. Ekspansja i rozproszenie są wręcz prawami fizyki we współczesnym paradygmacie. Władza byłaby, gdyby dopuszczono ewolucję praw fizyki, ewolucję form istnienia, tworzenie co raz bardziej wyrafinowanych form przeciwstawiania się entropii, organizacji. Tym, w bardzo ogólnym pojmowaniu przecież jest władza. O władzy, ekspansji i rozproszeniu w świecie roślin, zwierząt i ludzi, przekonywać chyba nie trzeba.

Potrzebujemy ciała, dbać o nie, a jednocześnie potrzebujemy ograniczać skupienie na tym. To również jest ekspansja. Ekspansja świadomości. Rosnąca świadomość nie może zatrzymywać się na jednym ciele, ponieważ ekspansja może zachodzić tylko dzięki spójności. Świat zaś jest siecią powiązań, które zupełnie nie pokrywają się ze skupieniem w czasie i przestrzeni. Jako ludzie, przeważnie jesteśmy podobni jedynie na jednej, istotnej w danej relacji sytuacji: zawód, wartości, dbanie o kulturę fizyczną; w pozostałych zwykle różnimy się. Dlatego rozwój w poszczególnym aspekcie życia zwykle prowadzi nas na zewnątrz zanim nasza świadomość ogarnie całe ciało. Również materializm i konsumpcjonizm są wyrazem takiej ekspansji w stronę zbiorowości.

Jednak utożsamienie z duchem dotyczy czegoś innego. Utożsamienie się z duchem przejawia się w poszukiwaniu ogólnych, niezmiennych praw, pozwalających znaleźć właściwy kierunek w każdej sytuacji; to tendencja do poszukiwania ukrytych znaczeń zjawisk. Utożsamienie z ciałem to związek ze światem materialnym, światem konkretnych sytuacji w konkretnym czasie i miejscu. Jedno poszerza perspektywę, prowadzi do nieoczywistych, ale skutecznych rozwiązań, jednak bez pierwiastka cielesnego, zaaplikowania w konkretnej sytuacji, przy konkretnym zestawie okoliczności, nie ma żadnego znaczenia.

W tej płaszczyźnie też możemy zaobserwować, że zasadniczo żadna dziedzina życia nie jest z natury bardziej cielesna lub duchowa. Rozwój ciała fizycznego może być zajęciem duchowym, szczególnie przy zastosowaniu w walce (ponieważ walka to setki różnych możliwości, ciągłe szukanie przewagi, szukanie optymalnej taktyki i strategii — działanie zdecydowanie duchowe). Z drugiej strony, choć podana definicja duchowości, jest deklarowanym celem nauki, sama nauka, w obecnych czasach, jest daleko posunięta w stronę świata materii. Nauka co raz bardziej podporządkowuje się konkretnym problemom i ma co raz mniej wspólnego z całościowym rozumieniem świata, bo produkuje znacznie więcej konkretnych, fragmentarycznych wyników, aniżeli dokonuje syntezy i uporządkowania wiedzy.

Jest to poniekąd podyktowane rozłamem działalności człowieka w obszarze wiedzy na naukę i filozofię. Nauka obrała kierunek ku materii, a filozofia odwrotny. Jednak bynajmniej istotą filozofii nie jest oderwanie od świata materii. Filozofia może być konkretna i namacalnie użyteczna. Powinna taka być, jednak jej obecne miejsce w społecznej konstelacji, czyniło ją dotąd bardzo oderwaną od rzeczywistości. Warto jednak pamiętać, że ten podział istnieje od zaledwie kilkuset lat, dla procesów kulturotwórczych to bardzo mało. Z resztą, moim zdaniem, pierwsze widoczne są już tendencje kierowania nauki z powrotem w stronę duchowości i uprawiania co raz bardziej praktycznej filozofii.

Utożsamienia z poglądami i wartościami

Ostatnią płaszczyznę utożsamień zamykają dwie skrajności – poglądy i wartości. Obie są ściśle związane ze społecznością, bo oba są wynikiem życia społecznego, bo zależą od języka, logiki, ustalania pojęć. Oba są też ściśle związane z podejmowaniem decyzji. Jest to bardzo ważna sfera życia, związana z przetrwaniem. Również obie są potencjalnym spoiwem społeczności, w zależności od modelu. Model konserwatywny skupia się na wartościach (możesz mieć przekonania jakie chcesz, pod warunkiem, że wynikają z podobnych wartości), model postępowy jest skupiony na poglądach, bo sam jest procesem poszukiwania wartości.

Poglądy są gotowymi odpowiedziami na pytania postrzegane jako najważniejsze (najczęstsze i najbardziej kluczowe). Przy czym, warto wziąć pod uwagę tendencję człowieka do sprowadzania trudniejszych problemów do prostszych i przyjmowania ich za tożsame (pisze o tym Daniel Kahneman w Thinking, Fast and Slow). Takie zachowanie jest naturalne, ze względu na nasze bardzo ograniczone możliwości oceny sytuacji (zwłaszcza pod presją czasu).

W związku z tym, że nasze zachowanie silnie zależy od poglądów, są one dla nas bardzo ważne, określają nas. Zbieżność poglądów jest natomiast ważnym wyznacznikiem podobieństwa, gwarantem, że inni ludzie są dla nas bezpieczni (bo kierują się podobnymi zasadami). Jednak poglądy mogą być niespójne (wówczas prowadzą do wewnętrznych konfliktów), a ludziom o innych predyspozycjach i sytuacji życiowej inne poglądy będą najlepiej służyć. Te dwa problemy (bo jest ich więcej) dobrze rozwiązują wartości.

Istotą życia kierowanego wartościami jest przywiązywanie się w mniejszym stopniu na założeniach, z których wychodzimy (np. poglądów), a w większym skupianie się na skutkach, do których nasze działania mają prowadzić. Wartości są bardziej praktyczne, bo koncentrują się na celu, zamiast na przekonaniach, dają więcej swobody działania. Również łatwiej współpracować jeśli dobieramy sobie towarzyszy, ponieważ wartości określają co chcemy osiągać. Gdy współpracujemy, nie dyskutujemy na temat tego w co kto wierzy, tylko szukamy najlepszego sposobu osiągania celu, a sam sposób, zasadniczo jest kwestią otwartą. Dodatkowo, jeśli poglądy wynikają z przekonań, w większym stopniu współgrają one ze sobą.

Z drugiej strony, są potrzebne w krótkiej perspektywie, bo wartości raczej mówią o celu niż o przesłankach; są raczej środkiem do weryfikacji przekonań w czasie. Co więcej, ustalenie wartości nie jest łatwe, a korzystanie z ich dobrodziejstw wymaga dopuszczenia możliwości popełniania błędów i odroczenia domknięcia poznawczego. Z tych względów, utożsamienie jest raczej wyborem nielicznych, zorientowanych na osiąganie celów i samodoskonalenie. Tym bardziej, że wartości są również ważnym źródłem samooceny. Jeśli indywidualista nie polega na aprobacie otoczenia ,to jak ma utrzymywać zdrową samoocenę, jeśli nie odnosząc swoje zachowanie do jakichś wartości.

Utożsamieniem z wartościami nazywam kierowanie się nimi, to że to wartości są tym czego bronimy; że podporządkowujemy poglądy wartościom, a nie odwrotnie. Natomiast przywiązanie do poglądów, odwrotnie, wyznawanie wartości z których wynikają stałe poglądy (rzadziej bez wyznawania wartości, jednak nie widzę większej różnicy). Ewentualnie można nie utożsamiać się ani z jednym ani drugim i mamy wtedy do czynienia z oportunizmem lub uległością.

Na tej płaszczyźnie najłatwiej zaobserwować to, że można mieć różne utożsamienia (w sensie proporcji wspomnianych tendencji), w zależności od sytuacji. Może się tak zdarzyć, że ktoś na ogół kierujący się wartościami (lub na ogół nieposiadający swojego zdania), ma bardzo ścisłe i niezmienne poglądy na dany temat. Taki stan rzeczy może być związany z wychowaniem opartym na przemocy (rodzic wpoił jakieś poglądy tak mocno, że nie poddają się ogólnej tendencji), traumatycznym doświadczeniem. Inną możliwością może być potrzeba racjonalizacji — aby zracjonalizować jakiś trudny fakt, przyjmujemy jakieś wytłumaczenie, które potem, na ogół bardzo trudno zmienić, bo instynktownie unikamy tematu jak ognia, przeczuwając jego irracjonalność, że konfrontacja oznacza zburzenie pozytywnego obrazu siebie.

Tu również najczęściej łatwo możemy zaobserwować pewną zmienność. Niezależnie od tego, gdzie są nasze utożsamienia w tej płaszczyźnie, na ogół zmieniamy poglądy na przestrzeni życia. U niektórych będą to kilkakrotne, małe zmiany w poglądach w różnych okresach życia (młodsi bardziej nastawieni na ryzyko i osiągnięcia, starsi częściej na bezpieczeństwo; na starość ludzie często stają się mniej zasadniczy, jeśli tacy byli wcześniej); u innych mogą to być częste zmiany przekonań na różny temat, zwłaszcza w okresach wzmożonej pracy nad sobą. Również wartości nie muszą być zupełnie stałe, na pewno nie wszystkie. W tej płaszczyźnie zmiany są najczęstsze i najłatwiej je zaobserwować, bo są znacznie bardziej konkretne. Jednak zmiany na innych poziomach też są możliwe, zwłaszcza pod wpływem świadomej pracy nad sobą.

Praca z utożsamieniami

Te płaszczyzny tworzą przestrzeń możliwych utożsamień o trzech wymiarach (innymi słowy, każde utożsamienie jest określone trzema miarami). Jeśli chcemy coś zmienić w swoim życiu, dobrze jest poznać je bliżej; zmiana utożsamień jest wyjątkowym sposobem, bo nie tylko zmienia warunki życia, ale też sposób myślenia o nim, sposób odczuwania go. Gdy utożsamienia stają się wyborem, nie jest to już to samo życie, bardziej metażycie, ponieważ przeżywamy kilka żyć, w sensie tego co jest życiem dla większości ludzi: poglądy, sposób życia, przekonania, zawód, życie uczuciowe i wszystko co z tego wynika.

Już żaden człowiek nie jest tak odległy jak większość bywała wcześniej, bo te wszystkie rzeczy, które dotąd wydawały się nas różnić, określać nas, okazują się zupełnie względne i zmienne. Łatwiej utożsamić się z drugim człowiekiem, bo znamy to uczucie przejścia między jednym życiem, a drugim. Ostatecznie możemy dojść do wniosku, że na najgłębszym poziomie doświadczenia, istota każdego człowieka jest taka sama, tylko przeżywają inne życia. To zrozumienie jest istotą przekazu religii dharmicznych i zdają się być bardzo dobrą wartością łączącą społeczności.

Na początek, potrzebujemy rozeznać swoją sytuację. Rozpoznać swój bieżący kierunek. To wymaga uważności i umiejętności obserwowania siebie. Z pewnością przydaje się medytacja, by rozwijać tę zdolność. Wszak nie jest czymś zwyczajnym, w naszej kulturze, spojrzenie na siebie jak na obcego człowieka, a o to właśnie chodzi. Zauważać co mówimy, jak mówimy; co nas pasjonuje co nas deprymuje, w jaki sposób przeżywamy swoje życie. Żeby uczynić to bardziej systematycznym, można to odnieść do tych trzech wymiarów.

Dla każdego doświadczenia możemy przecież określić na ile jest skupione na sobie, a na ile na otoczeniu. Gdy myślimy wyłącznie o sobie, swoich potrzebach i marzeniach, możemy określić to liczbą +10, a jeśli przeżywamy myśli w których nie ma o nas nic -10; myśl w której byłoby to zrównoważone, jestem ja i moje otoczenie, bez faworyzowania nikogo: 0. W rozmowie lub współdziałaniu -10 może oznaczać zupełne podporządkowanie innym, a +10 autokratyczne przewodzenie grupie: 0 zaś czysto merytokratyczne współdziałanie bez działania z pozycji autorytetu. Z tak określonymi skrajnościami, stosunkowo łatwo szeregować stany, mamy do tego naturalną zdolność (znów Kahneman).

Analogicznie w płaszczyźnie ciała i ducha, +10 oznaczałoby myślenie lub działanie skupione na chwili obecnej, typowe dla obecnego czasu, swojego życia, swoich uwarunkowań. -10 coś przeciwnego, na przykład rozważania historiograficzne, mające na celu rozpoznanie zasad kształtujących dzieje, ale równie dobrze może to być ekstatyczny taniec przy dźwięku bębna, bądź wysiłek fizyczny lub doświadczenie cielesne tak intensywne, że nie ma w nim już miejsca na nic poza tym. To może być bardzo nieoczywiste, ponieważ są to doznania z gruntu cielesne, ale istotą utożsamienia się jest stan świadomości (doświadczenia myśli, uczuć, nastawienia do nich). Silne doświadczenie w ciele jest ponadczasowe, nie jest związane określoną sytuacją, społeczeństwem, czasami. Takie doświadczenia sprawiają, że możemy spojrzeć na nasz codzienny stan umysłu z boku, nabrać perspektywy. To jest istota życia duchowego.

Płaszczyzna wartości i poglądów zaś związana jest ze stopniem określoności: +10 to pogląd — taki jaki jest, bez przestrzeni na dyskusję czy sentymenty; -10 to wartość — działanie, myśl, cokolwiek, nie ma znaczenia samo w sobie, tylko cel, któremu służy. +10 to powtarzalność tej samej reakcji, a -10 to stały cel, ale różne reakcje na te same zdarzenia w różnym kontekście. 0 musiałoby zatem znaczyć przypadkowość, nieprzewidywalność.

W ten sposób możemy określać gdzie się znajdujemy i w jakim kierunku należy się udać. Obecne miejsce w przestrzeni tożsamości określane jest przez wyniki powyższej oceny dla poszczególnych zachowań, a kierunek możemy dobrać w oparciu o stan obecny, czego nam brakuje, co sprawia nam trudności, bo poszczególne kierunki zmian mają określony wpływ na nas. Możemy też pominąć ten krok i po prostu popróbować co zmienią ruchy w poszczególnych kierunkach. Jedno podejście jest bardziej intelektualne, drugie bardziej intuicyjne. Kwestia predyspozycji, ale też tożsamości.

Przywykliśmy rozwijać się w kierunkach, które znamy, utożsamiamy się z takim, a nie innym sposobem postępowania, a jednocześnie oba mają swoje dobre strony. Intelektualne podejście znacznie lepiej radzi sobie ze złożonymi problemami z wieloma niewiadomymi, w których intuicja sprawia, że się wahamy, nie mamy punktu odniesienia. W szczególności rozważania ogólne, jak ustalanie polityki jest domeną intelektu, bo intuicja podpowiada nam co jest dla nas dobre, zaś dobra polityka godzi interesy zamiast narzucać. Intuicyjnie możemy czuć co jest dla nas dobre, ale nie czujemy intuicyjnie dlaczego akurat to; nie czujemy też na ogół w czym różnimy się od innych ludzi i nie możemy w ten sposób stwierdzić co będzie dla nich dobre; to zależy od tych wszystkich niuansów, które nas różnią. Jeszcze o tyle o ile możemy współczuć z człowiekiem z którym rozmawiamy, jednoczesne współczucie wszystkim ludziom z różnych grup społecznych jest niemożliwe.

Z drugiej strony, intuicja jest dla nas naturalna. Do postępowania zgodnie z intuicją nikt nas nie musi przekonywać, nie wymaga to żadnych wyrzeczeń czy dyscypliny, które zawsze są jakimś wydatkiem energii. Dodatkowo, intuicja jest bardziej holistyczna, z natury nie umie pomijać, choć też nie bierze pod uwagę tego czego nie widzimy, stąd niuanse można lepiej wychwycić przy pomocy intelektu. Intelekt to precyzja, intuicja to przybliżenie. Droga intuicji to oszczędność energii w sprawach, które nie wymagają dużej precyzji; nawet więcej, dają entuzjazm i motywację za cenę niedokładności.

Z tym zaś związany jest sposób działania. Intelekt wymaga skrupulatności, dyscypliny, ale pozwala być bardziej pewnym swoich wyborów, pomaga pozbyć się wątpliwości, co z resztą może być zgubne. Z drugiej strony, intelekt jest skupiony na celu i zidentyfikowanych środkach mogących mu posłużyć, jest ślepy na nieuświadomione siły i słabości. Postępując zbyt intelektualnie i nie dając sobie poczuć tracimy wiele możliwości, które nadarzają nam się w życiu, tylko dlatego że nie służą celowi na którym się w danym momencie skupiliśmy. Intuicja zaś jest czuła na możliwą okazję, choć bez rozsądku może sprawić, że skończymy jak ćma wlatująca w ogień.

Te przeciwieństwa (jak też inne) wspaniale się uzupełniają nawzajem, jednak wymagają innych umiejętności. Intelekt wymaga dyscypliny, rutynowego postępowania, cierpliwości i odroczenia nagrody. Intuicja zaś, żeby działać poprawnie, wymaga spostrzegawczości, obserwacji bez oceniania, różnorodności doświadczeń, większej ostrożności, gotowości na to co niespodziewane. To są umiejętności, lecz na ogół nie postrzegamy ich tak, bo uczymy się ich bezwiednie, na wczesnym etapie życia, raczej nie przychodzi nam do głowy że można się tego intencjonalnie nauczyć. Mamy już nawyki związane z jednym z nich, po co mielibyśmy uczyć się czegoś przeciwnego, zmagać się ze swoimi nawykami? Tego nie wiemy dopóki nie spróbujemy.

Dlatego też warto mniej myśleć, a więcej obserwować gdy trudno nam się zmotywować, również próbować nowych rzeczy tak po prostu. Zaś gdy dobrze wiemy czego chcemy, lepiej się skupić się na wykonywaniu planu, poddając się refleksji w ograniczonym zakresie. Autorefleksja skupienie na swoim wnętrzu i praca nad sobą prowadzi w konsekwencji do zrozumienia czego się chce. To zaś w pewnym momencie będzie wymagało skupienia i dyscypliny, by to osiągnąć. Gdy zaś to osiągniemy, lub wypalimy się, będziemy potrzebowali znów bardziej skupić się na sobie, swoich motywacjach, by obrać nowy kierunek.

To są naturalne cykle życia. Życie to ciągła zmienność, balansowanie między skrajnościami, cykliczność. Jeśli stoimy w miejscu, prawdopodobnie jesteśmy w złym miejscu. Podobnie sprawa ma się z innymi utożsamieniami, parami zakreślają nam spektrum możliwości, a każdy biegun wiąże się z określonymi konsekwencjami.

Mogę być przywiązany do tradycji, widzieć w nich wartość, postępować zgodnie ze zwyczajem. Jednak jeśli będę w tym zbyt ścisły, szybko okaże się, że zupełnie nie wyalienuję się ze społeczeństwa, nie będę umiał się w nim odnaleźć. Nie za dobrze, tym bardziej, że tradycja tworzona jest przez zbiorowości dla zbiorowości, samotny wilk musi być bardziej pragmatyczny, dostosowywać zwyczaje do swoich potrzeb, bo nie może liczyć na zrównoważenie ze strony innych ludzi. Podobnie, nie znając przeszłości, lekceważąc zwyczaje, skąd mamy wiedzieć jak żyć? Oczywiście, możemy rozwiązywać poszczególne problemy, ale pragmatycznie zadecydować o każdym aspekcie życia? Może żyć jakkolwiek nam się podoba?

Podsumowanie

Nasze życie składa się z wielu czynników, wykorzystywania różnych naszych zdolności na różne sposoby. Każdy sposób związany jest z pewnymi przekonaniami i wartościami, które je uzasadniają. Oznaczają również pewną zmianę w życiu. Z drugiej strony lubimy czuć się w czymś dobrzy, chęć bycia najlepszym sprawia, że raczej mamy tendencję do rozwijania tego w czym jesteśmy lepsi, nie lubimy trudności i zakłopotania związanego z uczeniem się czegoś nowego. Dlatego raczej decydujemy się na racjonalizowanie swoich słabości i przeceniania atutów.

Tak tworzy się i umacnia się nasz charakter i przekonania. Przeważnie z czasem tylko nasilają się te same tendencje. W ten sposób powstaje nasza tożsamość. Jest to złożenie wielu różnych tendencji, przejawiających się w różnych sytuacjach. Poznając je i rozumiejąc ich źródło, możemy lepiej poznać siebie i zrozumieć czego nam potrzeba. Realizacja tego, zwykle wymaga spróbowania czegoś nowego, czego nie poznaliśmy doświadczalnie, czegoś niezgodnego z naszymi nawykami.

Dlatego warto poznać możliwości, dostosowywać kierunek, osłabiać nawyki, a rozwijając spontaniczność. Trudno się zdecydować, tyle różnych możliwości, dlatego dobrze podjąć świadomą decyzję i skupić się na kierunku przynajmniej na jakiś czas, bo efekty nie są natychmiastowe.

Ten tekst jest daleko zbyt krótki by opisać wszystkie możliwe utożsamienia, jeśli to w ogóle możliwe. Dlatego raczej skupiłem się na pokazaniu podstawowych zasad myślenia o nich. Wszystko co robimy i myślimy ma jakieś konsekwencje do których prowadzi i wynika z takich czy innych uwarunkowań. Dosłownie wszystko może posłużyć za przykład w tej kwestii. Gdy coś nam się podoba, jest nam bliskie, utożsamiamy się z tym — tym jesteśmy. Gdy coś jest dziwne, nieznane, nie podoba nam się, jest to jakiś możliwy kierunek. Warto zastanowić się czemu. Do czego to prowadzi? Czego wymaga? Pewnie czegoś w czym nie jesteśmy najlepsi, wolelibyśmy zostawić to innym. A być może tego właśnie w danym momencie potrzebujemy…