Moje doświadczenie z książką „Tao Fizyki” Fritjofa Capry

Przyznaję, mało czytam. Przez długi czas czytałem bardzo mało — głównie przez to, że w dzieciństwie zmuszano mnie do czytania nudnych książek, które nic nie wnosiły w moje życie. Oczywiście były nieliczne wyjątki, ale właściwie póki zainteresowanie językami obcymi nie uczyniło czytania bardziej atrakcyjnym i potrzebnym, nie czytałem książek prawie w ogóle. Jednocześnie, chcąc się rozwijać, doceniłem książki przekazujące wiedzę i takie książki przeważnie czytam obecnie. Ostatnio obserwuję jednak, że co raz częściej natrafiam na książki, które nie tylko są pełne użytecznych informacji i ładnie napisane — jeśli im się na to pozwoli, zabierają w niezwykłą podróż po świecie myśli, idei, uczuć. Są zdecydowanie w stanie trwale zmienić światopogląd.

Przykładem takiej książki jest „Tao Fizyki” Frijtofa Capry. Wpadła mi ona w ręce na targu książki w Lizbonie (po angielsku, rzecz jasna). Zgodnie ze swoim zwyczajem otworzyłem na losowej stronie i zacząłem czytać, przeważnie wystarczy mi kilka akapitów żeby zrozumieć co autor ma do zaoferowania. Rzadko zdarza się, żeby jakaś książka wzbudziła we mnie tak jednoznaczne odczucia. Akurat zobaczyłem strony, w których autor przedstawia zagadnienia z fizyki klasycznej — żeby dobrze zrozumieć przełom jaki nastąpił w ostatnim stuleciu, trzeba zrozumieć jak widziano świat przedtem. Wszystko bardzo zdawało się być bardzo przystępne, przywodząc na myśl Alana Wattsa, który zawsze inspirował mnie tym w jaki sposób przekazywał informacje. Nie tylko w uporządkowany sposób, ale też prowadzący do zaskakujących wniosków skłaniających do myślenia.

Co więcej temat jak najbardziej dla mnie ciekawy. Sama idea jest dla mnie intrygująca, wszak myśl Wschodu interesuje mnie od dawna. Tak więc dobrze znam to uczucie bycia gdzieś na pograniczu światów — z jednej strony inżynier, człowiek o zdecydowanie ścisłym, analitycznym spojrzeniu na życie — z drugiej zaś wierzący w to co nienamacalne i duchowo poszukujący. Wiecznie na pograniczu trących się nawzajem środowisk, podczas gdy żadnemu nie mogę odmówić racji. Z jednej strony oszołomi zafiksowani na tym, że nowoczesna fizyka zmusza nas do zrewidowania tak naprawdę całej nauki i tego jak postrzegamy świat w ogóle, z drugiej wykształceni ludzie, którzy od razu odrzucają tego typu zdania ze względu na to jak są przekazywane — w sposób chaotyczny, pełen jawnych błędów poznawczych, itd. Cóż, pewnie też bym je odrzucał, gdyby podobne pytania nie pojawiały się i w mojej głowie już przy zetknięciu z teorią względności, nie mówiąc o dalszych odkryciach. I mój umysł domaga się spójności poglądów, więc poszukuję głębokiego znaczenia tych twierdzeń. Co to znaczy, że masa i energia są przejawem tego samego zjawiska? Co to znaczy, że na poziomie kwantowym możemy mówić co najwyżej o prawdopodobieństwie, a nie pewnych regułach? Łatwo przyjąć te informacje za fakt, jednak mój wschodni umysł domaga się zrozumienia, które znajdzie swoje odzwierciedlenie w światopoglądzie. Odniosłem wrażenie, że ta książka przekaże mi ten nurt myślenia w możliwie uporządkowany sposób. Dlatego też zdecydowałem się kupić tę książkę, choć 10€ to dla mnie nie mało pieniędzy.

Zacząłem czytać i zdecydowanie książka nie zawiodła moich oczekiwań. Autor dołożył wszelkich starań, by zawrzeć w niej wszystkie potrzebne fakty. Zwrócił uwagę na pochodzenie fizyki jaką dziś rozumiemy — od greckiej filozofii. Po krótce wyjaśniając jak greccy filozofowie, wychodząc od podobnego szamanizmowi i taoizmowi monizmu, otarli się o monoteizm, by rozwinąć dualistyczny pogląd, który stał się podstawą dla współczesnej nauki i zachodniego widzenia świata w ogóle. Była to część doświadczenia ciekawa o tyle, że nie wiedziałem, że myśl grecka była tak bogata i zmienna. Do czasu… Pamiętam ten moment, gdzie opisywano jak wykształciło się pojęcie ducha (pneuma), pierwotnie jako siła, która porusza martwą materią, jak zmieniło się wraz wprowadzeniem praw natury, a jak postrzegane jest obecnie. Postrzegłem to jako typowy objaw braku wewnętrznej spójności, tak typowego dla zachodniej cywilizacji.

Również bardzo silne obrazy wyzwoliło we mnie określenie samego początku fizyki i właściwe znaczenie tej nauki, które łatwo zgubić w obliczu sposobu jej przedstawiania, na przykład w szkole. Otóż fizyka jest najbardziej fundamentalnym podejściem do opisywania praw rządzących tym światem. Z niej tak naprawdę powinny wynikać wszystkie pozostałe, lecz nie wynikają, bo nie poznaliśmy jej w dostatecznym stopniu. Od razu przypomniał mi się jeden z moich nauczycieli fizyki, który lubił mówić o mata tematyce „vice-królowa nauk”. Dopiero tak podstawowa informacja wyzwoliła we mnie zrozumienie tego powiedzonka i jego trafności. Jednocześnie cała wspomniana historia filozofii pokazała jak wiele nieuświadomionych poglądów leży u jej podstaw, choć właściwie nieuzasadnionych, raczej niekwestionowanych. Znowu do czasu. Kto poświęcił dosyć zaangażowania myśli wschodu z pewnością zaczyna. Na przykład, u podstaw myśli Zachodu leży przekonanie, że istnieje jeden obiektywny świat, natomiast w myśli wschodu celem ludzkiego życia jest doświadczenie go. We wschodniej myśli, natomiast, takimi pewnikami są wypieranie, iluzja, natomiast myśli i emocje są postrzegane jako takie same zmysły jak wzrok czy słuch. Jak łatwo się domyśleć, w związku z tym, choć w obu przypadkach mówimy o obiektywnym świecie, to jest on rozumiany w skrajnie inny sposób. W przekonaniu, że myśli i uczucia najpełniej określają człowieka, zachodni człowiek szuka prawdy w tym czego może doświadczyć swoim ciałem. Na Wschodzie zaś odwrotnie, uważa się, że prawda leży poza materialnym światem i jest ona źródłem wszystkiego co jest. To jasne, że inne założenia prowadzą do innych wniosków, innego życia.

To ostatnie wyobrażenie powstało w mojej głowie w związku ze zrozumieniem, że właściwie ludzie mają różne wiodące zmysły i ja nie należę do tej większości, a zatem nic dziwnego, że mam tyle wątpliwości co do skupionego na wzroku przedstawiania świata. Tu zaś kolejne połączenie tej samej historii z jeszcze zupełnie innym wątkiem. Bardzo lubię to uczucie, jest bardzo wzbogacające. Z resztą ta cecha wschodniego pojmowania świata jest wspominana przez autora przy okazji światła i cząstek elementarnych, które fizyka każe rozpatrywać jako cząsteczkę lub falę w zależności od sytuacji. Dla zachodniego umysłu jest to paradoks — cząsteczka jest jednostką materii, miarą odrębności — zaś fala, przynajmniej oryginalnie była, postrzegana jako wzorzec zachowania materii w przestrzeni, czyli wielu cząsteczek. Wschodni umysł zaś rozumie niedoskonałość swoich osądów, zatem poszukuje możliwie dużej ilości podejść do problemu, bo każde podejście, choć z natury obarczone błędem, przybliża do właściwej natury rzeczy.

Dalej autor objaśnił jak się sprawy miały od Newtona, czyli ojca dominującego obecnie spojrzenia na świat, przez Maxwella i Faradaya, którzy zachwiali tym poglądem, wprowadzając pojęcie pola, aż po Einsteina, który dowiódł, że to mechanistyczne, zachodnie podejście wymaga znacznie bardziej drastycznych zmian. To już przeszło 100 lat odkąd Einstein opublikował ogólną teorię względności, a my wciąż nawet nie potrafimy sobie wyobrazić, co to znaczy, że masa i energia, nie są niczym odrębnym (to wynika ze sławnego wzoru E = mc²). Dalej postrzegamy świat zgodnie z newtonowskim postrzeganiem, w którym energia jest zasadniczo miarą ruchu materii (lub wprowadzenia jej w ruch, w przypadku energii potencjalnej).

Oczywiście rzecz nie w tym, że cały dorobek nauki zachodniej jest do wyrzucenia, jak wynikałoby ze słów niektórych. Te modele rzeczywistości przecież dowiodły swojej skuteczności i to zasadniczo jest pozytywny wniosek z tej całej historii, nie trzeba mieć pełnej racji, by być skutecznym — tu punkt dla Zachodu. Z drugiej strony jednak, nie można negować silnego przywiązania do poglądów jakie się w tym stanie przejawia. Rozsądek podpowiada, że jeśli lata dociekań nie przynoszą rezultatu, zapewne trzeba zmienić założenia. Ciężko zaś nie odnieść wrażenia, że większość środowiska naukowego broni się przed tym jak może. Najbardziej chyba przejawia się to na polu biologii i medycyny — konflikt cały czas rośnie, a mało kto zdaje się być zainteresowany rozwiązaniem go. Tu dochodzimy do wyparcia (w źródłach wedyjskich spotyka się pojęcie ignorancja, ang. ignorance, które wbrew budowie słowa, jest wiązane z niewiedzą — pojęcie spotykane w źródłach buddyjskich — a nie ignorowaniem; moim zdaniem, wyparcie lepiej obrazuje problem), które ma, swoją drogą, swoje szczególne miejsce w myśli Wschodu.

W Wedach, wyparcie jest jedną z trzech gun, czyli sił przyczyniających się do tego, że ludzie żyją w iluzji. Powiązań znów wiele, ale sedno w tym, że jako społeczeństwo nie możemy się tak ociągać z przyjęciem tego jak się sprawy mają (tu się przypomina Koran, ale już sobie daruję). Już dawno zaobserwowałem, że rozwój technologii jakiś czas temu tak znacząco przerósł rozwój duchowy i kulturalny, że jako ludzie zupełnie się w tym wszystkim gubimy. Stąd też stronię od pracy jako inżynier, bo widzę, że światu potrzebna jest praca w trochę innym kierunku.

To jeden z wątków, który dalej w książce jest rozwijany — im bardziej oddalamy się od świata, który postrzegamy i wydaje nam się względnie stały i pełen rzeczy, a badamy z czego się składa, widzimy, że jednak wszystko to w większości pustka i wszystko jest w nieustannym ruchu — znów postulat myśli Wschodu. Tu znów zastrzegam, to jeszcze nie dowód, że fizyka dowodzi postulatów filozofii wschodu i (wbrew temu co zarzucają mu niektórzy krytycy), czego autor wcale nie sugerował. Natomiast wysunął przypuszczenie, że wschodnia filozofia może okazać się dobrą podstawą, żeby pojąć ten nowy świat, który wyłania się z odkryć współczesnej fizyki. Podpiera się tym, że nie tylko z tych wszystkich obserwacji wynika, że świat można opisać bardziej tymi cechami, jakie przypisuje mu Wschód, ale że Wschód już dawno napotkał problem niewysłowioności natury świata i stworzył sposoby radzenia sobie z nim, z których moglibyśmy korzystać. To znaczy, mogliby, ja korzystam od lat i bardzo sobie to cenię. Myślę, że i taka była intencja autora, bo i na początku wspomniał, że Zachodni świat jest zbyt racjonalny, a na końcu przypomina, że to nie o to chodzi by mieszać duchowość z nauką, tylko o to, że człowiek w swoim życiu potrzebuje obu tych form poznawania świata. Tak dla równowagi, człowiek niezrównoważony siłą rzeczy popada w iluzje, gubi się.

To wszystko tak naprawdę bardzo ogólny zarys odczuć jakie wynikły z lektury tej książki, bo jeśli chodzi o treść, to dotąd opisałem jedną szóstą. Dopiero potem rozwijane są dalsze zagadnienia i to jak zaskakująco wiążą się z niektórymi koncepcjami filozofii hinduistycznych, buddyjskich i chińskich, które w swojej mnogości podejść zmierzają w kierunku tego samego doświadczenia (może warto nadmienić, że ani hinduizm ani buddyzm nie są pojedynczymi religiami czy filozofiami, bardziej sztucznie podzielonymi i wzajemnie przenikającymi się nurtami filozofii, mistycyzmu, psychologii… Trudno orzec, bo Wschodem rządzi holizm).

Sam muszę przyznać, że póki poruszane były tematy, które znałem ze szkoły, bardzo mi się podobała lektura tej książki, bo pokazywała mi, że nie są to, w gruncie rzeczy, trudne treści, choć mogą wymagać czasu i sposobu. Jeszcze to, jak wyjaśniane jest zakrzywianie czasoprzestrzeni przez grawitację, bardzo do mnie przemówiło. Dalej już nastąpiły rzeczy właściwie nowe dla mnie, cząstki elementarne, to jakie przechodzą przemiany. Było to ciekawe i inspirujące, zwłaszcza zadziwiająca zbieżność między rzeczywistością tych cząstek, a rzeczywistością, jaką widzę wyrażoną w „I-Ching” („Księdze przemian”). Zwłaszcza to ostatnie wprowadziło mnie w odmienny stan świadomości, ale wiem, że jeśli wrócę jeszcze do tej książki, odkryje przede mną przestrzeń na głębsze zrozumienie. Podsumowując, ta książka to kopalnia inspiracji, która znacznie przeszła moje najśmielsze oczekiwania. Nie tylko utrwaliła podstawy fizyki jakie już miałem, ale też wyprowadziła mnie z martwego punktu, w którym brakło mi mentalnej elastyczności, by pojąć dalsze zagadnienia (ostatnio takie uelastycznienie wyobraźni zauważyłem w trakcie pierwszego doświadczenia z LSD, ponad 10 lat temu). Obrazy, które we mnie stworzyła, znacznie wzbogaciły moje zrozumienie filozofii Wschodu, zwróciła uwagę na jeszcze kolejne odcienie i niuanse. Skoro działa to w tę stronę, to może działa i w drugą?

Myślę, że jednak warto zaznaczyć, że mój odbiór tej książki jest tak dobry ze względu na to, że posiadam jakieś doświadczenie, jeśli chodzi o duchowość Wschodu. To już ponad 6 lat na ścieżce Buddy. Niedoświadczony czytelnik może mieć problem z zauważeniem analogii, na które zwraca uwagę autor, bo to przecież jest mistycyzm, tego trzeba samemu doświadczyć. Co z tego, że autor objaśnia kluczowe pojęcia i koncepcje, o które oparta jest myśl Wschodu, jeśli potrzeba lat kontemplacji, żeby dojść do wszystkich ich implikacji? Wreszcie, mam duże pole do współczucia z autorem, jego myślenie jest bardzo zbieżne z moimi poszukiwaniami, tak więc miałem silną, wewnętrzną motywację żeby zrozumieć treść tej książki (a moje doświadczenie pomagało mi w tym). Z resztą duża ilość krytycznych ocen tej książki, czy to przez specjalistów ze środowiska naukowego czy z opinii, jakie można znaleźć w internecie, wskazują, że nie każdemu będzie tak łatwo. I jest to całkowicie zrozumiałe.