Kilka słów o wymowie sanskrytu

Większość popularnych mantr wywodzi się sanskrytu. Niektóre zostały napisane już w późniejszych, ale bardzo podobnych językach: po pendżabsku w przypadku mantr śikhów (np. pavan guru, ajai alai) czy w pāli, inne z wędrówką po świecie pozniekształcały się w związku z ograniczonymi możliwościami wymowy miejscowej ludności.

Trudno powiedzieć, czy ma to tak olbrzymie znaczenie czy będziemy się bezwzględnie trzymać oryginalnej wymowy (zdaniem niektórych szkół jogi ma), może za wyjątkiem mantry ॐ, w której czuć ewidentną różnicę. Jednak ze swojej praktyki mogę powiedzieć, że warto próbować wymawiać mantry jak najwierniej. Byłbym ostrożny z twierdzeniem, że to akurat te dźwięki mają moc, jednak każdy sposób zdaje się być dobry, by zaangażować jeszcze jakąś część swojej świadomości w praktykę. Dodatkowo sam fakt nauczenia się nowej głoski zdaje się być wzbogacające samo w sobie. Z tego względu staram się wymawiać możliwie najbliżej wymowy, jaką sugerują źródła dot. tego języka, co często się nie pokrywa z ogólną praktyką.

Aby to zrobić, potrzebujemy zapisu w oryginalnym piśmie (zwykle devanagari) lub dobrej transkrypcji. To pierwsze jest raczej trudnym zadaniem (choć kiedyś tak robiłem i było to bardzo ciekawe doświadczenie), więc ograniczę się do transkrypcji. Często spotykamy się z uproszczoną transkrypcją na angielski, która kuleje tym, że nie odróżnia podobnych do siebie dźwięków (choć czasem byśmy byli w stanie bez kłopotu je rozróżnić, jak sz i ś). Na szczęście łatwo jest rozpoznać dobrą transkrypcję. Zobaczymy w niej dużo znaków diakrytycznych, przeważnie kropek pod i nad spółgłoskami i poziome kreski nad samogłoskami. W takich transkrypcjach też nie zdarza się, żeby były obok siebie dwie takie same samogłoski, co jest dość częste w uproszczonych transkrypcjach na angielski.

Opiszę tu pokrótce, zgodnie z moim najlepszym rozumieniem jak te literki należy czytać. Jeśli chodzi o samogłoski, sprawa jest łatwa. Bo z wyjątkiem y, które czyta się jak polskie j, brzmią one mniej więcej tak jak w j.polskim. O ile wiem, są odstępstwa w przypadku dwóch samogłosek pod rząd, na szczęście to stosunkowo rzadka sprawa. Dodatkowo mamy samogłoski długie: ā, ī, ō, ē i ū. Większość samogłosek bez znaku diakrytycznego czytamy jak po polsku. Wyjątki: j -> dż/dź, c -> ć. Jest prosta sprawa z paroma dźwiękami, które są bardzo zbliżone do polskich:  -> sz, ś -> ś, ñ -> ń. Również stosunkowo łatwy jest czyli gardłowe n, jak w angielskim song. Wydaje mi się, że ten dźwięk już sie w naszym kraju zadomowił. Również dość prosta sytuacja jest z i , które są raczej używane różnie w zależności od zasad gramatyki i zasadniczo nie są wymawiane odrębnie, lecz unosawiają poprzednią sylabę, zatem oṃ -> ą, eṃ -> ę (chyba nigdy nie spotkałem), w odróżnieniu od dźwięków, które możecie sobie dopowiedzieć przez analogię: iṃ i uṃ.

Pozostają samogłoski z kropką na dole: , , . Na ile dobrze rozumiem, to powinny być to analogi tych liter, tyle że wymawianych trochę inaczej. Mianowicie, te litery w znanym nam brzmieniu wymawiamy dotykając językiem zębów. Te warianty tych liter zaś wymawia się dotykając przedniej części podniebienia. Zatem będzie czymś pomiędzy d i , a pomiędzy t i cz. wychodzi stosunkowo łatwo. Pozostaje , o nim wiem, że jest samogłoską i brzmi jak r, czy dokładnie czy nie, nie jestem pewien. Wreszcie , wymawia się jak h, z tym że na wydechu po tym dźwięku wymawiana jest jeszcze poprzedzająca samogłoska, np. namaḥ -> namaha. Jednak jest to dosyć kłopotliwa sprawa, bo w oryginalnym zapisu sanskrytu nie ma żadnych znaków diakrytycznych czy nawet odstępów między wyrazami.

Generalnie temat jest bardzo złożony jeśli wejść we wszystkie szczegóły, lecz wydaje mi się, że te reguły, które wymieniłem dają całkiem dużą wierność w stosunku do tego jak to powinno brzmieć, tak staram się wymawiać i mi to służy.